The Shins w oparach psychodeli

2 minuty czytania

Zbliża się koniec roku, czas spojrzeń naprzód i spojrzeń wstecz. Czas podsumowań. Pewnie w sporej ich części pojawi się ta płyta.

Port of Morrow

2 minuty czytania

Coś, co w doom rocku i psychodeli pewnie przeszłoby niezauważone, w bardziej popularnym obiegu wyróżnia się estetyką. W założeniu grafika miała nawiązywać do starodruków z naszego regionu Europy (ponoć po brzegi wypełnionych obrazami zjaw, czaszek i różnych dziwadeł). Jednak gdy na pierwotny obraz nałożyły się kolejne pomysły Jamesa Mercera, lidera zespołu, projekt wyewoluował w coś zdecydowanie bardziej hippie. Pojawił się dym, maski hopi i całkiem sporo gołych lasek, które w pierwszym momencie można przeoczyć. No i ta tajemnicza postać, tworząca cały klimat. Nie do końca wiadomo, czym jest, ale pojawia się w teledysku, ciągnie tam pana za nogi i prawdopodobnie chce zrobić krzywdę ludzkości.

Zestaw dość nietypowy jak na zespół popowy.

Warto wspomnieć, że grafik celowo zastosował kolorystykę pochodzącą z serwisu Okladki.net, chcąc w ten sposób zrobić nam taki ukryty tribute, zrozumiały tylko dla nielicznej garstki wybrańców.

Cenię Jacoba Escobedo za to, że nie należy do tych artystów, którzy w swój wypracowany, rozpoznawalny styl wkładają coraz to nowe krążki z różnych, często odległych od siebie, muzycznych światów. Każda jego okładka prezentuje odmienną estetykę i każde jego podejście do różnorodnych tematów kończy się sukcesem. Na razie nie ma ich specjalnie wiele na koncie, ale przypuszczam, że w najbliższych latach stanie się jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w branży. Zwłaszcza, że inne sukcesy już osiągnął – przede wszystkim załapał się na stanowisko wiceartdyrektorakreatywnego Cartoon Network.

A poniżej parę innych grafik Escobedo dla The Shins: