Puszczając oko do mordercy

3 minuty czytania

Mogłoby się wydawać, że filmy z których słynie niemiecka kinematografia nie potrzebują soundtracków – nie jest tak jednak, jeśli mowa o niemych filmach z początku ubiegłego stulecia. Znlalazło się bowiem kilku stalowowolan, którzy postanowili nieco odświeżyć ścieżkę dźwiękową do klasyki horroru Gabinet Doktora Caligari w reżyserii Roberta Wiene.

Minimatikon to nazwa jaką przyjął zespół Orange The Juice tymczasowo poszerzony o dwóch muzyków na okazję nagrywania soundtracka. Muzycznie jest ciekawie, choć jak na soundtrack przystało – jest to tło do obrazu i tylko z tym obrazem rozbrzmiewa w pełnej krasie. Jeśli więc jesteśmy zaskoczeni skokami stylistycznymi na płycie, warto sobie przypomnieć, że to prawdopodobnie w fabule nastąpił zwrot akcji.

Oczywiście, znajdziemy tu również muzyczną sielankę, ale zdarzają się też dźwięki niepokojące, wręcz przerażające – w końcuThe Cabinet of Dr. Caligari to nie sympatyczna opowieść o zwierzętach gadających z Robinem Williamsem. A jak na film z 1920 roku, muzyka jest wyjątkowo współczesna.

Autorką oprawy graficznej jest Iwona Duczmal z gdańskiego TOFU Studio, które coraz częściej chwali się realizacjami grafiki do albumów muzycznych. Pomysł na szatę graficzną tego soundtracka jest dość oryginalny i podobnie jak muzyka, z pewnością oddaje klimat filmu. Z okładki spogląda na nas oko, którego czerwoną źrenicę tworzy otwór w papierze. Na rewersie widzimy z kolei zamkniętą powiekę. Zarówno ryciny oczu jak i typografia połyskują lakierem selektywnym na intensywnej czerni.

Papier również jest specyficzny i pierwszy raz dotykam czegoś takiego – zgodnie z informacją od Tofu, jest to papier Plike z oferty Antalis Poland, a jego wyjątkowość polega na fakturze. Papier ten jest aksamitny w dotyku i posiada matową powierzchnię, zupełnie jakby był pokryty ultracienką warstwą gumy.

Koperta, składa się z dwóch elementów, płyta jest umieszczona we wkładce. Jej front to spis utworów, na odwrocie zaś znajdziemy informacje o autorach całego zamieszania. Sama powierzchnia krążka wyglądem zapewne ma przypominać płytę winylową. Całość jest minimalistyczna i konsekwentna – Iwona używa w tym projekcie tylko czerwieni i czerni.

O unikalności tego wydawnictwa świadczy nie tylko fakt, że pełną mocą wybrzmiewa podczas projekcji filmu, ale też niewielki nadkład – wyprodukowano dokładnie 325 egzemplarzy albumu, a każdy z nich jest ręcznie sygnowany. Od czasu do czasu można się natknąć jeszcze na pokaz filmu z ilustracją muzyczną Minimatikonu 01 graną na żywo. Ostatnia taka okazja trafiła się warszawiakom pod koniec stycznia, ale myślę, że jeszcze nie raz zespół postanowi przytachać instrumenty do jakiegoś studyjnego kina i dźwiękami zasiać grozę.

Twórcy