Zacznijmy od Twojej historii z animacją. Jaką rolę odgrywał w niej komputer?
Ogromną. Nie zainteresowałabym się animacją gdyby nie komputer, który pomaga ci to zrobić całkowicie samemu. Nie miałam nigdy styczności z warsztatem animacji czy też z ludźmi, którzy zajmują się animacją. Zainteresowałam się nią całkowicie na własną rękę, podziwiając różne animowane formy krótsze czy dłuższe i zafascynował mnie duch tej techniki. Zwłaszcza animacji 2D. Z oczywistych względów posiadania tylko komputera tworzyłam animacje na komputerze właśnie. Natomiast nigdy technika 3D mnie nie wciągnęła i zawsze dążyłam do tradycyjnej, drżącej kreski, do czegoś co jest organiczne. To mi właśnie w animacji najbardziej imponuje.
Czym w takim razie jest dla Ciebie animacja teraz? Odłożoną zabawką?
Nie zajmowałam się tym od dawna, to prawda. Teraz cały mój czas wypełniają koncerty, a animacja to rzecz, która pochłania strasznie dużo czasu. Nad swoją pierwszą animacją spędziłam rok i pracowałam nad nią bardzo systematycznie, wiesz, rysowanie storyboardów, potem klatka po klatce, kolorowanie, składanie i tak dalej. Potem kupiłam program, który pozwolił mi skrócić proces produkcji, więc czasem jak coś ponagliło, to udało mi się skromną krótką formę zrobić nawet w tydzień. Ale rzeczywiście, bardzo dawno tego nie robiłam, ostatnią swoją animację stworzyłam w 2007 roku.
Jesteś dumna z tej animacji czy dzisiaj się jej wstydzisz?
Dla mnie to raczej sprawa sentymentu, patrzę na to jak na zdjęcia ze starego albumu, gdzie nie ma się czego wstydzić, raczej wywołuje to w tobie ciepłe uczucie, że kiedyś coś było i fajnie się to robiło.
Nadal siedzi w Tobie fascynacja mangą?
Tak, w ogóle fascynacja Japonią i japońską kulturą. I chyba głównie przez pryzmat popkultury, a więc również anime. Chociaż wypadłam trochę z obiegu. Jak teraz jedziemy z zespołem grać do Osaki to mam zamiar wpaść też do Tokio na Akihabarę i przejrzeć wszelkie nowości.
Wszyscy wiedzą, że świetnie śpiewasz i grasz, ale mało kto wie, że świetnie projektujesz… No właśnie, może sama powiedz dlaczego nigdy nie zatrudnisz grafika?
Nie powiedziałam, że nigdy nie zatrudnię grafika. Ja mam po prostu zwykle jakiś pomysł na to co chcę zrobić i co chcę, żeby tę płytę oprawiało graficznie. Myślę, że gdybym stwierdziła, że potrzebuję czyjejś dodatkowej pracy, żeby to wyglądało satysfakcjonująco, to nie miałabym oporów żeby zatrudnić grafika.
Nie odbieraj tego jako zarzut, pytam po prostu czy jesteś z tych osób, które chcą mieć ostatnie słowo w każdym aspekcie tego co tworzą.
Tak, to jest dla mnie ważne.
Miewasz wrażenie „teraz zrobiłabym to inaczej”?
Raczej nie miewam takiego wrażenia dlatego, że – tak jak mówiłam – rzeczy z przeszłości traktuję jako rzeczy z przeszłości. Być może mam takie poczucie na temat kilku piosenek, które można policzyć na palcach jednej ręki, ale to jest część całości, to się gdzieś kiedyś zdarzyło i było potrzebne, konieczne, żeby móc zrobić następny krok i to chyba jest zdrowe spojrzenie.
Na jakich programach projektujesz?
Głównie na rzeczach Adobe, ale używam też Mirage. To narzędzie do animacji właśnie, ale przydaje się przy storyboardach do teledysków.
O nich też porozmawiamy. Ale najpierw wyjaśnij mi, dlaczego pewnego dnia Twoja strona internetowa stała się białą przestrzenią do umieszczania ramek z youtube’a i sondcloud’u?
Dlatego, że zatrudniłam designera! (śmiech) Tak, naprawdę. Właśnie dlatego tak się stało. To jest bardzo długa i pokrętna historia. Zatrudniliśmy designera, bo nie miałam już kompletnie czasu na zajmowanie się stroną internetową i chciałam, żeby stworzono system. Zaczęto nad nim pracę. System się robił, ale robił się tak długo, że zaczęłam sama na szybko wrzucać treści na stronę. Zrobiłam bardzo prostą witrynę – taką, żebym mogła szybko wrzucać i aktualizować wszystkie informacje, które muszą pojawiać się na bieżąco, a więc głównie koncerty. Strona się robiła, robiła, znów nie było czasu, żeby ją wdrożyć i tak już zostało. Myślę, że ta strona całkiem niedługo ożyje, gdy tylko trochę się rozluźni z trasą, a na nową płytę już na pewno.
„Niektórzy ludzie przysyłali mi zdjęcia tego co sobie narysowali na mnie, na płycie. Dla przykładu, ktoś mi narysował włosy na klacie, bardzo mi się to podobało!”
Na Decybelach Dizajnu można poczytać głównie o okładkach płyt, skupmy się więc na Twoich. Patrząc na oba Twoje albumy nasuwa mi się jedno pytanie – czy masz słabość do stuprocentowej Magenty?
(śmiech) Akurat dla płyty June wybrałam stuprocentową magentę dlatego, że potrzebowałam silnego kontrastu ze zdjęciem. Ale już przy It might like you nie mamy do czynienia z magentą, a z kolorem czerwonym i tę czerwień robiliśmy metodą prób i błędów, gdyż powstały trzy wersje tej płyty. Najpierw trochę zbyt różowa wersja sellaband’owa, potem wyszła przepomarańczowiona wersja niemiecka, a na samym końcu był dizajn na polską wersję i wtedy już dobrze wiedziałam jak dopasować Pantony (śmiech).
Ostatnio w projektowaniu płyt coraz silniejszy jest trend personalizacji, Wild Nothing w swoim ostatnim albumie umieściło 4 różne okładki, Rammstein swoje Made in Germany wydał w 6 różnych wersjach. Ty wydałaś It Might Like You 4 lata temu, a już pozwoliłaś słuchaczowi narysować własną wersję okładki.
Tak, to był pomysł na okładkę It might like you. Miała być maksymalnie prosta, ale posiadać cztery wersje, do wyboru. Bardzo naciskałam moją wytwórnię na to, żeby płyta funkcjonowała z czterema różnymi okładkami. Każdy może spersonalizować sobie album wybierając jedną z trzech propozycji lub narysować coś swojego na czwartej, czystej. Dodatkowo, za czasów wydania It might like you miałam na swojej stronie aplikację, za pomocą której można było na tej okładce rysować i potem zachować plik na dysku. Obrazek automatycznie przesyłał się na mój serwer i dostawałam naprawdę fajne rzeczy. Strona już nie istnieje, ale mam na swoim dysku pokaźną kolekcję. Niektórzy ludzie przysyłali mi też zdjęcia tego co narysowali na mnie na normalnej, fizycznej płycie. Dla przykładu, ktoś mi narysował włosy na klacie, bardzo mi się to podobało (śmiech).